środa, 3 listopada 2010

Morning Wood Promo

Morning Wood Promo from Morning Glory on Vimeo.

olsztyn/6.11.2010/carpenter inn.



http://olsztynwschodni.blogspot.com /
http://soundcloud.com/artfruit /
http://soundcloud.com/mustnotsleep
http://morningglory.pl

poniedziałek, 25 października 2010

[morning wood]@carpenter inn

środa, 20 października 2010

Rozbite popołudnie

Wydany nakładem Staromiejskiego Domu Kultury w Warszawie tomik poetycki p.t. „Pracowite popołudnie” jest debiutem Literackim Natalii Małek. Ta urodzona w 1988 roku studentka anglistyki i amerykanistyki na Uniwersytecie Warszawskim jest przedstawicielką najmłodszego pokolenia poetów, śmiało wchodzących na salony literackie. Większość odbiorców pierwszy raz zetknęła się z twórczością poetki w trakcie lektury „Solistek” – antologii współczesnej polskiej poezji kobiecej. Droga literacka Małek zaczęła się , więc nieco inaczej niż droga wielu innych twórców. Najpierw antologia – a dopiero później debiut.Jest to jednak znak naszych literackich czasów.
„Jestem pełnoletnia w każdym stanie Ameryki” tak zaczyna się wiersz Malek p.t. „Wszystkie stany”. Ten incipit odgrywa istotną rolę w odbiorze całego tomiku. Malek wskazuje w wielu tekstach na swoją dojrzałość, nie zapominając jednak o dopiero co skończonym dzieciństwie, które to raz za razem przypomina o sobie w małych rzeczach kształtujących dzień powszedni (jak zamiłowanie do lemoniady z miętą zasygnalizowane w wierszu: Czym można się wkupić).
Pełnoletnia Malek pija „ soki zbyt gęste do wódki”( [Gdy zjadłam koktajlowe pomidorki], sporo czyta ( Kundera, Feringhetti , Heaney] i lubi chodzić do kina na francuską Nową Falę ( Dzień na prowincji) . Wyłania się więc z tego opisu obraz osoby wykształconej a w najgorszym wypadku aspirującej do odgrywania roli inteligenta ( w tym przypadku inteligentki). W wizerunku tym jest jednak pewna rysa , spowodowana prawie infantylną formą niektórych wierszy. Rysa ta wskazuję też na główny problem tomiku: na jego kolosalną nierówność. Obok wierszy co najmniej dobrych takich jak choćby tytułowe „Pracowite popołudnia” mamy tu też wiele tekstów, które w moim odczuciu nie powinny tu się znaleźć ze względu albo to na swoją banalność( Munszijet Nasser- opis katastrofy w kairskich slumsach może być nawet i wzruszający tyle, że tekstów związanych z tragediami spotykającymi ludzkość były już miliony a ten nic nowego nie wnosi zarówno pod względem literackim jak i publicystycznym), albo na słabą formę poetycką ( Para- filia), albo na jedno i drugie(Tamte wiersze).
Warto się więc zastanowić gdzie jest problem? Bowiem zastanawiające jest to jakim cudem autorka posiadająca nieprzeciętne możliwości poetyckie „ dopuszcza się” w swoim debiutanckim tomiku utworów tak słabych i kontrastujących z resztą?
W mojej opinii problem nie leży do końca po stronie autorki, lecz tkwi on w kwestii redakcji ( w tym przypadku redaktorką wydania jest Kamila Pawluś). Nie jest to pierwszy i zapewne nie ostatni taki przypadek. Warto wspomnieć o wydanym niemalże w tym samym okresie tomiku Michaliny Janyszek- Kujawy, który rozbity niemiłosiernie przez redaktor wydania Bernadettę Darską ,broni się chyba jedynie tylko dzięki sporym możliwościom poetyckim autorki. Malek takiego szczęścia nie ma. W imię spójności dzieła i pewnego konceptu redaktorki zrezygnowano z części jej utworów nie pasujących do schematu (wspomniała o tym sama autorka na spotkaniu literackim w Olsztynie, którego to autor recenzji był uczestnikiem) i o ile nie jest to rzecz niezwykła to nieszczęściem Malek jest to, że w tym wypadku dokonano chyba jednak niezbyt trafnych wyborów.
Można jednak te wszystkie niedoskonałości zrzucić na karb debiutu autorki w świecie literacko- wydawniczym. Debiutu wskazującego momentami na spore możliwości poetyckie , ale patrząc przez pryzmat tomiku jako całości- co najwyżej przeciętnego. Wypada mieć nadzieję, że wraz z kolejnymi pozycjami w dorobku autorki będzie lepiej. Bo lepiej być zdecydowanie może.

Natalia Malek, Pracowite popołudnia, Staromiejski Dom Kultury, 2010

Krzysztof Kapinos

środa, 6 października 2010

Ewa Wyczółkowska- teksty

Spacer
wyschła nam pora roku. w powietrzu unoszą się oburzone ptaki.
czuję na sobie zapach chłopców z pomostu. pot i alkohol
wychodzą porami. cień, jak zwykle, nadąża za krokami.
skręcam do lasu; szyszki i patyki wchodzą do sandałów.
boję się ścieżek, zwierzęta czują mój zapach. ten hałas
jest przejmujący.
nie pasujemy tutaj. ja ze swoją cywilizacją.
rozumiem się z drzewami. mówią, że nie powinnam tu być.
tak jak ty: "nie obrażaj świętości",
gdy zaczęłam rozmowę od słów: "przyroda jest obskurna."

parszywe słońce zaszło. pod kładką pająk utkał sieć,
więc integruję się z ziemią. zieleń nie dba o swoje liście.
dawno nikt tu nie sprzątał,
prawie potknęłam się o martwe drzewo.

skrzydła budzą mnie z letargu.
powietrze robi się coraz cięższe,
owady wyczuły, że jestem.

wracam do siebie. zostawiam ślady
trzy pety i trochę zdechłych myśli.
gdzieś nade mną latają samochody.

klamra (do włosów)
ostatnia nadzieja w tym, że moje włosy pachną ładniej niż spalone liście.
jestem werterem albo po prostu chce mi się płakać. na przystankach,
w autobusach; kiedy drzwi zamykają się na ramieniu, bo kierowca
nie umie skończyć w żonie na czas, żeby szczęście było dualne,
żeby lekko otworzyła usta i on mógłby przygryżć mocno swoje.

zamiast słów wolę noże. przegląda się w nich wygodniej,
obraz, który powstaje, jest wiarygodny. zero czerwieni,
tylko plamy.

jak to powiedziała dziewczyna, w której powinnam była się zakochać -
'jestem smutnym człowiekiem, nie mam sił na ironię.' nie chodzę do
centrum handlowego Alfa, (prawie jak Eiffla, a później to już tylko I fly)
żeby wypróbować siodełko na rowerze. wiem tylko, że grzebień służy
do czesania, ale jakoś z włosami nie wiemy, jak go używać,
nawet prawa ręka przyznaje rację głowie.

potrafię całymi dniami leżeć na podłodze, ale nie umiem odchodzić.
papieros spala się coraz szybciej. pierdolony bełkot i mucha obok puszki.
ostatnia nadzieja w tym, że chociaż przecinki mają ładny dom.

Poranek
chciała napisać o poranku, ale witkacy wspomniał o narkotykach
i rzeczywistość zaczyna się burzyć. ciężka cegła przecina powietrze.

mówi do odbicia w łyżeczce, że wszystko się rozsypało.
gnije. marnieje. usycha. wiotczeje. blade wargi całują powierzchnię.
z czułością dotyka ścian, które stają oporem. mury zwykle są
przeszkodą. wyobraź ją sobie wtedy i powiedz, że otwieranie
ust nie komplikuje.

świat paruje, jest gęsty. zimny i tak samo świeży jak mleko.

Ewa Wyczółkowska- przyszłoroczna maturzystka posiadająca już albo dopiero lat 19. Można ją spotkać głównie i najpewniej w Olsztynie.

wtorek, 5 października 2010

Małe kopiuj-wklej dla aktywnych kuturalnie

7 października (czwartek) godz. 17.00, Kamienica Naujacka MOK, ul. Dąbrowszczaków 3

Pierwsze po wakacjach spotkanie Klubu Literackiego Młodych

Klub prowadzony od 1986 roku przez Iwonę Łazicką-Pawlak zrzesza literacko uzdolnioną młodzież z Olsztyna i okolic. Powstał spontanicznie po kolejnej z edycji Konkursu Poetyckiego dla Młodzieży Szkół Ponadpodstawowych. Głównym celem była i jest integracja młodzieży zainteresowanej literaturą oraz doskonalenie warsztatu literackiego. Spotkania warsztatowe odbywają się raz w tygodniu – we czwartki, a rozmowy o literaturze, praca nad własnymi tekstami przynoszą wymierne efekty. Potrzeba zapisania dorobku twórczego młodych poetów dosłownie „zaowocowała” w 1996 r. wydawniczą serią debiutów pn. "Owocarnia". Autorami są młodzi ludzie związani
z Klubem. Seria debiutów pomyślana jest jako poetycka „dokumentacja" dokonań twórców najmłodszego pokolenia, bowiem wiersze szesnasto- czy siedemnastoletnich poetów powstawały w okresie wcześniejszym, gdy ich autorzy mieli lat czternaście czy piętnaście. Trudno więc mówić o zamierzonej, jednolitej twórczo prezentacji, tomiki te są raczej interesującą zapowiedzią poetycką. Do chwili obecnej ukazały się zbiory poezji: Marcina Cieleckiego: "węsząc za...", Mileny Piskorskiej: "Świece pod korcem", Marty Dramowicz: "Poboczem A-4", Jacka Bały "Połykanie brzegów", Piotra Makowskiego „Niektórzy mają się lepiej” oraz zbiór opowiadań Marty Syrwid "Czkawka". Utwory młodych twórców ukazały się także w dwóch numerach pisma literacko-artystycznego "Undergrunt". Dla wielu członków Klubu Literackiego Młodych twórczość literacka nie była jedynie przygodą młodości. Nadal piszą
i publikują swoje teksty „w ogólnopolskich wydawnictwach, m.in. Piotr Siwicki, Jacek Bała, Marcin Cielecki, Grzegorz i Wojciech Giedrysowie, Marta Syrwid, Piotr Makowski, Filip Onichimowski czy Michalina Janyszek-Kujawa, której debiutancki tom „Wiersze dokonane”, wydany przez Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Olsztynie, w serii Biblioteka Autorów z Warmii i Mazur, ukazał się w bieżącym roku. Już teraz zapraszamy na spotkanie z Michaliną Janyszek-Kujawą, które odbędzie się 13 października o godzinie 18.00 w Kamienicy Naujacka MOK.



7 października (czwartek) godz. 18.00, Galeria Amfilada MOK, ul. Dąbrowszczaków 3

„Natura przyrody”- wernisaż wystawy pasteli Aleksandra Wołosa

Wernisażowi towarzyszyć będzie mini koncert muzyki klasycznej; wystąpią : Milena Juśkiewicz – skrzypce, Katarzyna Zyskowska – skrzypce, , Wiktoria Borkowska – skrzypce, prowadzenie: Dorota Obijalska



Aleksander Wołos (ur. 1934) jest absolwentem Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie, doktor habilitowany nauk rolniczych. Do 1982 r. był pracownikiem naukowym Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie. Wielokrotnie nagradzany i wyróżniany za osiągnięcia naukowe i dydaktyczno-wychowawcze (m. in. Medalem Komisji Edukacji Narodowej). Samouk w dziedzinie sztuk plastycznych, swoją karierę artystyczną rozpoczął w piśmie akademickim "Życie Kortowa" oraz w dzienniku regionalnym "Głos Olsztyński". Rysowanie, malowanie i rzeźbienie stało się jego życiową pasją. Rysunki Wołosa były publikowane m.in. w "Panoramie Północy", "Naszej Wsi", miesięczniku "Warmia i Mazury" oraz w tygodnikach ogólnopolskich: "Szpilki", "Karuzela", "Polityka", "Wprost", a także w prasie niemieckiej, austriackiej i jugosłowiańskiej. Przez ponad trzydzieści lat swoje humory polityczne, a także pastelowe satyry zamieszczał w "Gazecie Olsztyńskiej". Obecnie współpracuje z "Posłańcem Warmińskim". Jest autorem czterech zbiorków rysunków satyrycznych oraz trzech albumów: "Pastelowy humor", "Głowy i główki" oraz "Akweny". W swoim dorobku, poza niezliczoną ilością rysunków i ponad setką projektów okładek, artysta ma 46 wystaw indywidualnych i udział w ponad stu wystawach zbiorowych w Polsce oraz za granicą (w tym w Belgii, Jugosławii, Turcji i Włoszech). Wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. Jest laureatem Nagrody Prezydenta Miasta Olsztyna (2002) oraz Krzyża Kawalerskiego OOP (2004). Liczne prace Wołosa znajdują się m. in. w Muzeum Karykatury w Warszawie, Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie oraz zbiorach prywatnych.



8 października (piątek) godz. 16.00 , Galeria Rynek MOK, ul. Stare Miasto 24/25

Wernisaż wystaw fotograficznych: 1956 Węgry oraz 1000 lat przyjaźni polsko-węgierskiej

(przygotowanej przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Ambasadę Republiki Węgierskiej)



9 października (sobota) godz. 19.00, Sala kameralna amfiteatru, ul. Okopowa

Koncert z cyklu Olsztyńskie Dobranocki Bluesowe. Asia Pilarska (git., voc) Krzysztof Gąszewski (harm).

Prowadzenie – Sławek Wierzcholski



Asia Pilarska znana jest jako wokalistka bluesowa, kompozytorka i autorka piosenek o nietuzinkowym głosie. W trakcie swojej dotychczasowej kariery występowała zarówno w Polsce, jak i za granicą obok takich wykonawców takich jak m.in.: Martyna Jakubowicz czy Krzysztof Ścierański. Współtworzyła też żeńskie trio bluesowe Woman Blues Band,z którym nagrała płytę „Tam, gdzie zaczyna się mój świat”. Talent Joanny Pilarskiej szybko został zauważony i wokalistka ta wielokrotnie nagradzana była w ogólnopolskich i międzynarodowych konkursach. Dwukrotnie uplasowała się na 3 pozycji w kategorii bluesowa wokalistka roku w ankiecie kwartalnika „Twój Blues”. Krzysztof Gąszewski, utalentowany harmonijkarz, w swojej karierze nagrywał płyty bądź koncertował z wykonawcami najróżniejszych gatunków i stylów. Nie zapomina też o korzeniach harmonijki występując na wielu bluesowych festiwalach. Na najbardziej prestiżowym festiwalu harmonijkowym na świecie w Trossingen w Niemczech otrzymał statuetkę za zajęcie 2 miejsca w kategorii "jazz diatonic". Ostatnio najczęściej koncertuje z Joanną Pilarską i brytyjskim Kev Fox Band.



Uwaga! Impreza biletowana. Bilety w cenie 25 zł do kupienia w Spichlerzu MOK, w Galerii Rynek MOK oraz na www.mok.olsztyn.pl



10 października (niedziela) godz. 17.00, Kamienica Naujacka MOK, ul. Dąbrowszczaków 3

Koncert Zespołu Wokalnego Moderato ,,Leć piosenko moja w dal”



Zespół wokalny „Moderato” powstał w kwietniu 1984 r. w Olsztynie. Początkowo była to grupa żeńska, wywodząca się z chóru Zespołu Pieśni i Tańca „Olsztyn”, później dołączyli także mężczyźni – również z zespołu „Olsztyn”,
a także z chóru olsztyńskiej rozgłośni Polskiego Radia. Od początku pieczę nad zespołem sprawuje Włodzimierz Jarmołowicz, który opracowuje muzycznie wszystkie prezentowane przez chór pieśni i jednocześnie komponuje nowe utwory. Na fortepianie, również od 1984 r., akompaniuje zespołowi Alina Malinowska. Repertuar Moderato to przede wszystkim kolędy, pieśni patriotyczne, wojskowe, ludowe oraz przedwojenne i współczesne przeboje muzyki rozrywkowej. Włodzimierz Jarmołowicz dba o to, by piosenki chóru były melodyjne, łatwo wpadające w ucho, o niebanalnych tekstach. Zespół wykonuje m.in. pieśni Bułata Okudżawy, Jerzego Petersburskiego, sporo też Włodzimierza Jarmołowicza, który swoje kompozycje opiera często na wierszach Marii Zientary - Malewskiej czy Juliana Tuwima.





Pozdrawiam

Informacja kulturalna

(89) 522 13 70

zapisy@mok.olsztyn.pl

www.mok.olsztyn.pl

niedziela, 5 września 2010

Krótki raport o...

2 września w Antykwariacie przy ulicy Curie- Skodowskiej odbyło się spotkanie poetyckie z Natalią Małek. Dwukrotnie nominowana do nagrody Bierezina autorka przedstawiła swoim odbiorcom teksty, które znalazły się w jej debiutanckim tomiku poezji pt. Pracowite popołudnie.
Spotkanie poprowadził Michał Krawiel a tłem muzycznym zajął się Sourone.Samo spotkanie odbyło się w swobodnej atmosferze. W jego trakcie rozgorzała , zainspirowana przez prowadzącego, dyskusja na temat literatury kobiecej w Polsce. Było to związane z "obecnością" autorki w antologii poezji kobiecej p.t. Solistki.
Po spotkaniu odbyło się after-party w klubie Carpenter Inn.

środa, 1 września 2010

Pracowite popołudnia w Olsztynie



Spotkanie autorskie poetki Natalii Malek promujące jej debiutancki tomik "Pracowite popołudnia". W tle set Sourone. Całość poprowadzi Michał Krawiel.
Liczba miejsc ograniczona, a po - after, którego szczegóły pojawią się wkrótce.

Natalia Malek (ur. 1988) - poetka, dwukrotnie nominowana do nagrody głównej w Konkursie im. Jacka Bierezina. Publikowała m.in. w "Toposie", "Autografie", "Arteriach", "Blizie", Dodatku Literackim NLG do Times Polska. Jej wiersze znalazły się też w "Solistkach. antologii poezji kobiet 1989-2009". W sierpniu tego roku wydała debiutancki tomik pt. „Pracowite Popołudnia” (SDK).

Studiuje anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie (częściej) i Redzie (rzadziej).

niedziela, 4 lipca 2010

Porozmawiajmy o obłędzie

Gdyby podjąć się zadania odszukania w polskiej literaturze książek a nawet mniejszych tworów literackich, których to tematyką jest szaleństwo (zarówno krótko jak i długotrwałe) nasza misja miałaby duże szanse zakończyć się fiaskiem. Z różnych względów jest to zagadnienie rzadko poruszane przez naszych rodzimych twórców i można by ją śmiało określić, jako „białą plamę” na mapie tematyki polskiej literatury.
I tak na początku 2010 roku ta „biała plama” stała się odrobinę mniejsza, odrobinę uboższa. Zmniejszyła się ona dzięki książce Daniela Odiji „Kronika umarłych”. „Kronika…” została wydana sumptem warszawskiego wydawnictwa W.A.B. w ramach serii wydawniczej „…archipelagi…” . Wcześniej w serii tej publikowano książki m. in. : Manueli Gretkowskiej, Wojciecha Kuczoka oraz Mariusza Sieniewicza. Obecność Odiji w tym gronie nie jest w żadnym wypadku przypadkowa. „Kronika umarłych” to szóste wydawnictwo w dorobku słupskiego pisarza. Zasłynął on w 2004 roku nominowaną do Nike powieścią „Tartak”.

Odija w swojej twórczości skupia się głównie na życiu marginesu, a akcja jego utworów dzieje się głównie w okolicach dobrze znanych autorowi- na Pomorzu. Tym razem zmienił on jednak warstwę opisywaną i obserwowaną. Główni bohaterowie „Kroniki …” to reprezentanci na ogół klasy średniej: dziennikarz, niespełniony artysta a nawet ksiądz. Główny tok akcji toczy się wokół postaci Mateusza niespełnionego muzyka , który po serii niepowodzeń wraca do swojego rodzinnego Kostynia (można to fikcyjne miasto bezproblemowo utożsamić z rodzinnym miastem Odiji- Słupskiem) z Warszawy. Mateusz to osobnik aspołeczny skłonny do urojeń i fobii. Zresztą każdy z bohaterów na swój sposób jest skażony psychicznie. Formy skażenia są różnorakie: od wątpliwości dotyczących swego powołania w wykonaniu księdza Jana po prawdziwą chorobę psychiczną Mateusza.

Najnowsza książka Odiji jest przesiąknięta „wewnętrznością” . Na pierwszy plan autor zdecydowanie wysuwa kwestie przeżyć duchowych bohaterów zostawiając poniekąd fabularność opisywanej przez siebie historii na dalszym planie. Forma jaką używa do osiągnięcia swojego celu jest całkiem ciekawa. Wiele scen zawartych w utworze ma wydźwięk wręcz groteskowy. Przykładem może być plaga szczuraków tj. nieco-szczurów, nieco-ludzi, które to zaatakowały szkołę , w której uczy jedna z bohaterek książki- Agata. Ogólnie można ulec złudzeniu, że „Kronika…” jest ulepiona z brudu: brudu psychiki, brudu życia, ale też brudu postaci- śmierdzących potem, ogorzałych przez wódkę albo naznaczonych przez krosty na ciele. Nieidealność postaci jest momentami wręcz absurdalna, ale być może dzięki temu stają się one nam bliższe. Są to postacie z naszego sąsiedztwa, osoby które znamy, ale nie chcemy być ich przyjaciółmi.

Mimo wszystko książka Odiji się nie broni. Jest ona wprawdzie napisana sprawnie( czuć bądź co bądź klasę dojrzałego prozaika), jednakże nie potrafi ona na dłużej przykuć uwagi czytelnika. Tak więc te 330 stron czasem czyta się tylko po, to aby zakończyć czytanie książki. Aby „zaliczyć” daną pozycję i odłożyć ją na półkę. Co sprawia , że mamy takie odczucia dotyczące książki? Paradoksalnie to, co można zaliczyć do plusów tego utworu, czyli postacie i język. Ciężko bowiem z pasją śledzić losy bohaterów, którzy są w najlepszym wypadku nam obojętni. Przez to, ze każda z postaci okraszona jest jakimś skrzywieniem, żadna z nich nie wzbudza w nas większej sympatii, co powoduję że ich losy nie bardzo fascynują. A co do języka… książka jak już wcześniej napisałem napisana jest sprawnie, ale sama sprawność prozatorska nie wystarczy aby utrzymać w przekonaniu czytelnika ,że czas, który poświęcił na przeczytanie, bądź co bądź nie najkrótszej książki, to nie czas stracony. „Kronika…” jest zbyt rozwlekła i spokojnie mogła być o co najmniej sto stron „lżejsza”. Poza tym zdarza się Odiji korzystać z prostych chwytów literackich co prowadzi do budowania zdań schematycznych i nic nie wnoszących.

„ Kronika umarłych” Daniela Odiji poprzez poruszenie tematyki szaleństwa , z pewnością wpisuję się w annały literatury polskiej, jako utwór nietypowy, a wręcz nowatorski. Niestety nie wpisuję się jako utwór więcej niż przeciętny. Ot, po prostu kolejny, sprawny twór stworzony przez dobrego prozaika.

Daniel Odija, „Kronika umarłych” , Wydawnictwo W.A.B. , Warszawa, 2010

Krzysztof Kapinos

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Karol Ketzer- wiersze

trwałe uszkodzenia ciała

jeżeli chodzi o być albo nie być
to z przymusu
bywam
sopoccy taksówkarze
wydoją cię do ostatniego
grosza

ptaki tuż przed wschodem słońca
zaczynają wariować
może zły duch który w nie wstępuje
tak samo jak ja
chciałby
pocałować chociaż rąbek twojej sukni

z takim samym zapałem
przyjąć zakazany owoc
do samego końca
uśmiechając się

poezja rozpina mi rozporek
i nie mogę nic z tym zrobić ponieważ
na droższe prostytutki mnie nie stać

błogosławieni

którzy widzieli a mimo to
nie uwierzyli

błogosławiony pod poduszką
rewolwer

tera-ele-ktrono-volt


tutejsze syreny nie mają nic
wspólnego z policją
czy myślałeś kiedyś że kostki lodu
w twojej whiskey
to czyjeś łzy ?
pytają czasami

na chwilę widocznie smutnieją
ale szybko przechodzi
pózniej już tylko posłusznie
oddają się miejscowym poetom
którzy z wielkim zapałem zaraz potem
rzucają się z dziesiątych pięter

specyficzny sposób w jaki syreny poprawiają włosy
niepowtarzalne odgłosy portowego poranka
oraz skóra lepka od morskiej soli
można z czystym sumieniem uznać
za główne punkty
tej opowieści

prześlizguję się ostatkiem sił do siebie
wspomnienie o tobie chowam
w cienistym parku kilka ulic dalej

miejscowi poeci muszą nieźle zapierdalać
żeby
nasycić żarłoczność miasta które

uwielbia takie przekąski

kotwica na przedramieniu

nigdy nie myję rąk po sikaniu
w ten sposób przede wszystkim
ujawnia się mój
humanizm

niespodziewanie
zaczynam mówić językami aniołów
latem
najlepiej kochać się wcześnie rano
pewnego razu obudziliśmy się
a za oknem płonął śmietnik

na szczęście nasze sny
nie bały się pożarów

tylko prawdziwy poeta wie
jakie jest pragnienie żeby
nie być poetą
napisał kiedyś ten cały papiczek
zapewne po jednej z nocnych wizyt
przy placu Pigalle

gówno prawda
poeta nic nie wie
poeta pamięta
żeby dzień święty
święcić

i żeby tym razem się
nie schlać

Karol Ketzer-Zamieszkały obecnie w Gdańsku , urodzony w Toruniu (1986) chociaż dorastać przyszło mu w mieście Rypin, które z pewnością nie należy do zbioru polskich metropoli. Student politechniki gdańskiej, bliźnięta. Pisze od jakiegoś czasu, kiedyś głównie teksty piosenek dla zespołu Red Rain, w którym przez 3 lata miał okazję grać na gitarze elektrycznej marki Ibanez kolor czarny

niedziela, 6 czerwca 2010

Taką naszywkę ma na plecach - recenzja Toksymii




„Trzeba zbierać doświadczenia, kolekcjonować je jak motyle”(fragment)


To ja w takim świecie żyję? Zaczęłam uważniej patrzeć na ludzi i ich zachowania. Śledzę ich gesty. Co jeżeli kogoś wkurwię nieświadomie? Albo gorzej! Co, jeżeli kogoś rozkocham w sobie lub ktoś przez mój urok osobisty i mą naiwność wpadnie w sidła niespełnienia, a przez to psychozy? Nie są to obsesyjne lęki i paranoje bez pokrycia. Takie myśli towarzyszą mi po lekturze Toksymii. Towarzyszą mi myśli toksyczne. Nie dotyczą one jednak powieści, a „jedynie” mnie, Ciebie i ich. Widzę toksyczność świata, ludzi, mediów, życia we współczesności, ale i toksyczność przeszłości. Przyszłość? Jej się po prostu boję.
Autorka Toksymii Małgorzata Rejmer to młoda i niesamowicie uzdolniona kobieta, której dojrzały język przywołuje skojarzenia takich znakomitych pisarek, jak np. Manuela Gretkowska (bezpośredniość języka) czy Anna Bolecka (jego jakość). Chociaż gdybym miała tworzyć metryczkę niniejszej powieści, wtedy w rubryce- płeć, napisałabym- męska. Dużo w niej siły, zmagań, walki, szarpaniny. A do tego wszechobecna jest miłość. Sarkazm? Niby nie, chociaż przez wszystkie części powieści przemawia ironia i gorzki cynizm. Wykolejeńcy losu. Taką naszywkę ma na plecach, każdy z bohaterów powieści. Wszyscy toksyczni w takich też związkach, uwikłaniach, zniewoleniach, układach. Młodzi i starzy. Trochę do siebie podobni, a zarazem zupełnie inni. Z różnych światów, a z tego samego miasta. Czytamy historię studentki Anny, która ucieka od prześladowań przez polskiego powstańca- Tadeusza. Śledzimy Adę, której nienawiść do ojca jest jednocześnie silnym uzależnieniem. Modlimy się o siłę dla Jana Niedzieli (jakie nazwisko, taka intencja), bo on siły potrzebuje. Poza wyżej wymienionymi są jeszcze: Lucyna i Longin. Kilku bohaterów. Kilka oddzielnych historii, które jak pasma włosów, łączą się w finale w jeden gruby warkocz.
Książka posiada dodatkową cechę, a są nią komiksowe rysunki autorstwa Macieja Sieńczyka. Osoby czytające „Lampę” niejednokrotnie zetknęły się już z ołówkiem pana Sieńczyka. Każda z narysowanych przez niego postaci to taki typowy Kowalski/-ska.
Tak więc Rejmer pod rękę z Sieńczykiem…tak, jest się czego bać!

Małgorzata Rejmer, Toksymia, Lampa 2009

Anna Kobiałko, rocznik ejti siks, studentka polo na UWM

środa, 26 maja 2010

Zostawmy noc tym, do kogo należy

Zdarza się , że książka na swój przekład musi czekać wiele lat, co wpływa w znaczący sposób na jej odbiór. Poprzez upływ czasu, jaki nastąpił od jej napisania traci ona na aktualności, sprawy o których mówi, dawno już przebrzmiały, co powoduje że czytelnik albo szybko porzuca lekturę, albo ten upływ czasu wpływa na ocenę książki jako całości. Są jednak utwory, które mimo upływu lat nie tracą nic a nic ze swojej mocy literackiej. Przykładem takiego dzieła jest powieść Julio Llamazaresa p.t. „Żółty deszcz”. Ten niezbyt obszerny (nieco ponad 130 stron) monolog wewnętrzny głównego bohatera został wydany w Hiszpanii pod koniec lat 80-tych. Polski przekład
( autorstwa Magdaleny Płachty) został opublikowany sumptem Wydawnictwa Literackiego Muza prawie 15 lat później w roku 2004.
Książka jak już wcześniej wspomniałem jest monologiem wewnętrznym głównego bohatera- ostatniego mieszkańca górskiej wioski Ainielle. Autor czekając na przybyszy z dołu, którzy mają niedługo znaleźć jego ciało( już na samym początku jest określone to,że bohater fizycznie nie żyje) snuje opowieść o Ainielle, o jego mieszkańcach, ale głównie o ostatnich latach jego samotności.
I to właśnie kwestia samotności odgrywa w tej książce wiodącą rolę. Bohater w trakcie życia doświadcza serii „odejść”: najpierw podczas wojny umierają mu dzieci, następnie odchodzi najstarszy syn-który wyjeżdża do Niemiec, później samobójstwo popełnia jego żona Sabina, a na końcu zdycha pies- suka, która towarzyszyła mu przez lata jego pustelniczego życia. Odchodzą też sąsiedzi-
jedni umierają, inni przeprowadzają się na niziny. Wraz z ich migracją umiera Ainielle- cały świat jaki zna główny bohater.
Bezimienny- tak można powiedzieć o bohaterze powieści Llamazaresa. Jest on bardziej symbolem niż człowiekiem, z drugiej strony posiada on w sobie tyle emocji, że nie sposób odmówić mu ludzkiego sznytu. Z jednej strony jest to człowiek racjonalny , można by go zaklasyfikować nawet jako zimnego macho(milczące relacje ze swoim najstarszym synem) z drugiej doświadczenia niezwykle go zmieniają.
Świat uwypukla mu jego starość, starość niedołężną ale i metafizyczną
( jego dom nawiedzają duchy dawnych mieszkańców wioski) . Z jednej strony go to wszystko przeraża a z drugiej uspokaja i oswaja z coraz bliższą śmiercią.
Książka Llamazaresa nie jest dziełem łatwym w odbiorze, zarówno przez formę narracji użytej przez autora, jak i tematykę. Śmierć nie ma ostatnio dobrej prasy, można by nawet stwierdzić, że jest ona odrzucana przez społeczeństwo. Llamazares pisze o śmierci, pisze o śmierci i samotności. I robi to w bardzo przejmujący sposób.

Julio Llamazares, Żółty deszcz, Wydawnictwo Muza, 2004

Krzysztof Kapinos

sobota, 15 maja 2010

„Truman show” Sieniewicza

„Truman show” Sieniewicza

Mariusz Sieniewicz, Miasto Szklanych Słoni, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010


Jak wygląda raj? Jak podrzędna knajpa pachnąca alkoholem i haszyszem. Dodajmy do tego kilku ledwo trzymających się na nogach aniołów tańczących kankana (na czele z Archaniołem, zdrobniale nazywanym Archim), przerywanego fragmentami z repertuaru Joy Division albo Sex Pistols – i gotowe. Oczywiście, to wszystko pod nieobecność Boga, który (jak wiadomo) „wyjeżdża czasem z nieba”, by można było „odetchnąć, zapalić zioło, zrobić niejedno wino”.
Jak mogłaby wyglądać współczesna historia o Babie Jadze? Otóż Jadwiga (naczytawszy się artykułów o gender i queer), próbując wprowadzić trochę nowoczesności w „tradycyjne”, rodzinne życie, pada ofiarą niespełnionego męża-tyrana, który przy pomocy dzieci, Jasia i Małgosi, pali żonę w domowym piecu. Warto jeszcze przywołać obraz pomnika butelki octu i wizję piątkowych wieczorów spirytystycznych, w czasie których główny bohater, Jan, burmistrz zwany Cezarem i ksiądz próbują sprowadzić ducha Władysława Gomułki, używając do tego niemalże antycznego talerzyka PPS Społem.
Te i kilka innych opowieści można znaleźć w najnowszej książce Mariusza Sieniewicza Miasto Szklanych Słoni. Ale to nie wszystko, bo autor zaskakuje czytelnika bez mała na każdej stronie. Kiedy wydaje się, że już rozgryźliśmy pisarza, pojawia się scena burząca dotychczasowe teorie interpretacyjne. Musimy bowiem zmagać się z niczym nieograniczoną ludzką wyobraźnią, konfabulacją, dzięki której wszystko staje się możliwe. Problem pojawia się jednak wraz z próbą odpowiedzi na pytanie o istotę powieści.
Mamy miasto przypominające miejsce nierealne, położone z dala od cywilizacji, uniemożliwiające jakąkolwiek z niego ucieczkę. Zapomniane przez świat nowoczesny, istnieje tylko po to, by dawać ludziom namiastkę szczęścia w postaci szklanych słoni, baletnic i krasnali wytwarzanych w pobliskiej hucie. W niej następuje przemiana, tego co pospolite w źródło ekstazy. Bohaterami Sieniewicza są także mieszkańcy, którzy po latach pracy, utraciwszy sens działania, zjawiają się w szpitalu, gdzie są poddawani terapii leczenia wyobraźnią. Jej prekursor, okulista Jan Kwiecisty, przeprowadza zabiegi umożliwiające uwolnienie się od grzechu „domkniętej”, jednoznacznej rzeczywistości.
Nad tym światem unosi się duch Tęczowej Wieloródki, bogini nieskończoności, nieograniczonej widzialności (o której kilka lat wcześniej pisał Alessandro Baricco). To ona, posługując się lekarzami-prorokami, przywraca ludziom właściwy sposób postrzegania otoczenia. Daje wolność myślenia i mówienia, przywraca do życia zapomniane światy, pomaga uwierzyć, że wszystko jest możliwe (nawet gorący romans między osiemdziesięciolatkami). Do niej wznosi się modły, błagalne prośby o łaskę, o natchnienie do tworzenia własnych historii. Wieloródka zajmuje miejsce religii. Staje się Bogiem, ale Bogiem zdetronizowanym przez wizytatora. Pojawienie się obcego elementu i odkrycie prawdy o Mieście Szklanych Słoni zmienia je w antyutopię, zaś bohaterowie Sieniewicza, obserwując destrukcję miasta, usuwają się na margines, stają się odpadkami nowej rzeczywistości.
Czym zatem jest Miasto Szklanych Słoni? Inteligentną zabawą z czytelnikiem, w której (wysiliwszy się nieznacznie) może odnaleźć echa języka Mickiewicza, Wyspiańskiego, Gombrowicza okraszone współczesną mową i nawiązaniami biblijnymi. Można również czytać tę książkę po prostu jak bajkę, cieszyć się jej walorami stylistycznymi i humorem zatopionym w opowiadanych historiach. Można też pokusić się o tropienie w niej wątków feministycznych (za sprawą Cezarowej) i ironicznego opisu meandrów świata damsko-męskiego (w wydaniu amatorskiego, męskiego zespołu teatralnego). Można jednak dostrzec w niej wizję świata, za którym tęskni teraźniejszość- rzeczywistości wyrywającej się z pęt panujących trendów, tworzącej opowieść według własnych reguł, ustanawiającej wolność i spełnianie jednostki najwyższym dobrem. Przede wszystkim jest to wariacja na temat opowieści, rodzaju jaki może przyjąć (stąd alternatywny dziennik życia Jana) i jego znaczenia. Przecież każdy ma prawo do własnej historii. Istnienie każdego można, a raczej należałoby opowiedzieć, wierząc, że dopiero w słowie ukonstytuuje się świat.
Ksiązka o Mieście Szklanych Słoni kończy się pochodem Jana, Wieloródki, księdza i wielu innych wygnańców. Kwiecisty w końcu odnajduje utraconą Wieloródkę, by razem z nią tworzyć nową opowieść. Z każdym słowem powołuje do rzeczywistości lepszy świat, szukając drogi do swego raju utraconego. Warto wybrać się w te poszukiwania razem z bohaterami Sieniewicza. Kto wie, może i my coś znajdziemy.

Wioletta Pawluczuk - studentka studiów doktoranckich na Wydziale Humanistycznym UWM.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Marta Peksa - Statyka ruchu (fragment)



Zgubiłam się na balkonie. Przebywam tam często. Im mniejsza powierzchnia, tym mniejsze zagubienie. Z tego balkonu wszystko kurwa widać. Jestem jak Bóg, jak cesarz Rzymski. Zrzucam chleb. To dla ptaków. Już nie robią karmników na tych nowych osiedlach. Za mną korona z zamarzniętej wody. Sople niebezpiecznie zwisają z dachu. Jestem w potrzasku. W klatce, jak japoński kanarek. Muszę śpiewać. Zacząć śpiewać muszę. Sople jak lodowe członki. Brakuje mi Ciebie. Jesteś daleko stąd, za polem, za osiedlem i jeszcze jednym osiedlem, za górami pewnie. W innym mieście, a nawet gdyby, to ja mam za krótkie włosy. Pamiętasz moje włosy? Jak szarpałeś? Lubiłam jak szarpiesz. Musisz pamiętać. Ja pamiętam Twojego członka. Już nigdy nie będziemy razem. Nie kochasz mnie już. 
Trzeba zejść z balkonu. Opuścić balkon. Wejść do ciepłego pomieszczenia.

Wstawiam wodę na herbatę. Skończyły mi się papierosy. Obwijam się szalem grubym jak sznurem. Zakładam ciepłe buty i wychodzę. Matki z dziećmi przymarzły do ławek. Dzieci piją zamarznięte mleko. 


Ubiłam się dziś na śmietanę. Wylądowałam w kefirze zaś, z tym dziwnym Panem. Ten dziwny Pan musi być znany. Wokół niego w małej czarnej same damy. Biała mucha brzęczy mu pod brodą, nikogo nie słucha znany Pan. Słowa popijając wodą. Na nikogo znany Pan nie patrzy. Czasami w pierś damy zerknie, oko mu wtedy trochę zadrży. Uśmiechnie się czasem, w oczy nie zaglądając. Na podłogę częściej zerka błysk lakierek sprawdzając, które są dość nowe. Wtem łapie się znany Pan za głowę. Za ramie się łapie i pada sztywny na atłasowej kanapie. Z ust Pożądanego Pana, toczy się porządna piana. Cała mucha obryzgana. Kwaśna śmietana spanikowana. Co tu robić? Nie słychać ducha. Bicia serca nie ma. Pozostała mucha... 


W sklepie nie ma papierosów. Uderzam głową ekspedientki o kasę, proszę o chude mleko, chudy ser, chudą szynkę. Chcę być chuda. Jestem na diecie. Rzucam palenie. Opuszczam sklep. Muszę uprawiać więcej miłości fizycznej. Tak jak Zdzisia, ale bardziej świadomie.

- Ej patrz, Zdzisie znów ktoś rucha za kościołem!
Bo to jest tak, że ona ma coś z tym , no ...płatem czołowym, z mózgiem...generalnie i nie wie, ze nie można się z każdym i wszędzie puszczać...chora jest rozumiesz...
a to nie jest tak, ze jej się wciąż chcę, ciągle chodzi napalona? No wiesz, tylko jebać i jebać...że to takie ...no zaburzenie.
Nie, nie ona ponoć nie zna granicy, wiesz, że tak to nie można, te patrz jak ją wygiął, o kurwa!! hahaha.
jak ona jęczy, całą wieś obudzi!
Ty ona zawsze taka była?
Nooo...taka się urodziła... ruchawica jedna! Hahaha!


Oglądam się w sklepowej szybie. Jestem próżna. Oglądam się, gdzie się da. Maluje usta w lusterku bocznym auta na parkingu. W środku ktoś siedzi. Kobieta jakaś, odwraca się w moją stronę i pokazuje mi fuck u. 
Puszczam jej oko i mówię, ze ma spierdalać. W domu łapczywie otwieram paczkę papierosów, zachłannie zaciągam się dymem. Palę w mieszkaniu, co jest surowo zabronione. Gaszę i zapalam kolejnego. Już nie chce iść na balkon. Za dużo wspomnień.


Marta Peksa- Kocha się w Hłasko. Jeszcze bardziej w Irwingu. Wie, że jej sposób postrzegania rzeczywistości jest ogólnie nie zrozumiały. I ma to w dupie. Aczkolwiek rozważania egzystencjalne doprowadziły ją ostatnio do gastroskopii. Jest raczej neurotyczką. Ćwiczy jogę i mnóstwo pali. Twierdzi, że to przez złożoną osobowość. Chce mieszkać w Amsterdamie. Mieszka we Wrocławiu. Pochodzi z Poznania.

wtorek, 30 marca 2010

Rymika Myślicka - Wiersze




_wokół kwaśne deszcze, a nie świeżo malowane powietrze


andaluzyjski pies mówi cześć, miło było, pieprz się,
kulejąc na prawą nogę za lewym rogiem.
bardzo smutna historia, bo pod dziurawym parasolem

i oczywiście jeszcze pada. każda budka telefoniczna
zajęta, że niby wszystkim zachciało się gadać w taki deszcz.
- no cześć, u nas pada, u was też?

tak więc mokre celsjusze, choć na minusie,
to nie są w postaci lodu. lodów nie ma. budka zamknięta
z lodami. budka telefoniczna. palec pod budkę,
bo za minutkę. o, sorry. zamknęłam już budkę.
o, nie! po angielsku noł, noł. tylko nie to, proszę.
tam były moje trzy pensy, czy centy. po polsku grosze.

_
wersja dla ułomnych. brawa na leżąco



i'm fine, thanks. robię karierę
w internecie. stop klatka.

teraz kamera wchodzi do łazienki.
na spłuczce jest kc pomadką
i nie pamiętam już czy to kurt cobain, czy kocham cię.

w tle ścieżka dźwiękowa. trochę sproszkowana.
świat wzrusza, głównie ramionami.


_rymika remix pismo święte


trzeciego dnia zmartwychwstał
mój głód nikotynowy
jak oznajmia płuco


_bestseller wśród selerów


z cyklu: dni których nigdy nie zapomnę
chociaż nic z nich nie pamiętam

na kacu świat ma
nie bardzo anatomiczny kształt
i nie pasuje
pas
pasuję
kończące rozdanie

panowie i panie
lesby end dżentylmens
w tej fortunie wybieram
ł jak eugeniusz

przed wami psychogeniusz
i syropy dopingowe na kaszel



rymika myślicka - bio: ładna, fajna, nie ogląda telewizji. werter, giaur. nienadmuchany balon.

czwartek, 25 marca 2010

Alicja Zalewska - Wiersze

gnój

trochę kwiecień. niebo spuchnięte, czerwień przerasta horyzonty.
mamy dom, więcej po sezonie; ktoś szroni wódką podłogę

jesteśmy rozluźnione, tego wymaga etykieta, wcale się nie boję.
trochę, tylko,
i ona, wyobrażam to sobie, znowu się spóźnia,
mam przez chwilę rację, powoli otwieram usta ; potem przerywam

ktoś wymiotuje

przychodzi, jest cała sucha; ja mówię, że
zaraz się skończę;
proszę wróć ze mną do domu.

ona mi przerywa, że nie, bo dopiero co przyszła.
jeszcze się nie skończyła

teraz popełniam błąd, nie robię nic. więc godzimy się na to obie.
ja będę później bardziej winna. należycie odchodzę, zabieram z podłogi troskę.

plan jest prosty, ona zostaje.
obie się na to godzimy. są jeszcze inne, bardziej pijane
niż prawdziwe, więc mi się zdaje, że

kończę wcześnie. dobrze później ktoś depcze jej włosy;
ja śpię, ona też. ja śnię, ona nie.


powołał ją Pan na słup
słup miał twarz
i chłód

i włosy w ziemi, i ręce wśród cierni
powołał nas pan
na gnój


kibelek i gruszka

gruszka. kafelek. kibelek. wrzątek, początek, mamy wątek.
środek
nogi szeroko, gruszka głęboko; kochanie, włączam ssanie - jej krótki oddech
wejdzie.
rozluźnij mięśnie, kotku, szybko przejdzie.
dajcie wrzątek.

porządek, porządek

gruszka chwyta maluszka. obrządek , krew

na nóżkach, po nóżkach

brudna gruszka. kafelek. kibelek. spłuczka



trzecia

coś ci opowiem, bo lubię historie bez finału
pomyśl, że przyciąganie
kiedy gwałt spotyka ulicę; wiejskie włosy z miejską rosą,
prawie noc, może jeszcze jakieś wysypki promieni.
cisza. klatka, piwnica, biodro.
wszystko, wyobraź sobie dokładnie, w roli pościeli.

pośpiech, tak, jak szelest zdarty z tynku.
obrona przyjmuje w siebie atak. smród.

najgłośniej deszcz słychać na komisariacie.
kobieta ułożona jej historia obok wybitych okien,
przyklejanych na przystankach ulotek, porządku zakłóceń

siedzi twardo i jej nogi przy sobie. na rajstopach
resztki miedzi.

teraz, proszę (mówią do niej) niech nam pani jeszcze raz powie.
czy jest pani pewna. że to wszystko prawda
nieprzebrzmiała w pani głowie, czasami się tak zdarza
że drobna kłótnia i komuś myli się

ból z przyjemnością, piękno z brzydotą
powiedz nam, powiedz. nazwiska pomogą.

obieg
zaczyna się kobieta
wykrzyknik ulicy, nocą, jest trzecia.



alicja zalewska, bardziej wilczyńska. rocznik 91, stara się o maturę.

poniedziałek, 15 marca 2010

Mustnotsleep



Kolektyw Olsztyn Wschodni zaprasza na pierwszą imprezę dubstepową na Warmii. Grube basy zniszczą Was 19go marca w Molotov Cafe.
Zagrają dubstepowi rezydenci warszawskiego klubu Sen Pszczoły-Mustnotsleep.

Mustnotsleep, kolektyw djski, w skład którego wchodzą Fau oraz Kacper P., którzy w swoich setach łączą najcięższy, najbardziej energetyczny dubstep jaki można usłyszeć w stolicy z innymi gatunkami takimi jak drum and bass, electro, idm czy minimal. Związani są z labelem Subtopia Records, grali między innymi przed takimi postaciami jak Jazzsteppa, Vex'd czy Ekaros. Nie raz udowodnili, że nie istnieje coś takiego jak nuda nawet w 9 godzinnych setach. Po prostu Mustnotsleep!

Wjazd 5pln



http://soundcloud.com/fauunfau/hello-mix-by-fau

czwartek, 11 marca 2010

Mateusz Kulesza - Wiersze



I

nieprzemyślane ostatnie z najbliższych pytań
między wargami język jak obce ciało
rozkrada fiolet ultra orange.

wracam do korzeni, powybijam
gwózdki z jarzeniówki .

przechodzę przez światła przechodzę
jak tajemniczość
ręce układają się w pięści.

pojedyncze błyski, piorunki, migotki
obłok jednak nie światło;

wyobraź sobie teraz: białą twarz
która na poduszce uwalnia pot i wszystkie mokre
zmysły od kolejnych zagadek liczbowych

tej przestrzeni

nie obłapiasz wzrokiem, być może z księżyca widać
coraz więcej obrazów, jeden za drugim
jeden za drugim
zawór rozpoznaje twarze


III

Każdym spojrzeniem nabieram gruzu i tonę
Wycinki-wycinanki wracam do korzeni
Obłok jednak nie światło; znałem człowieka
Śpiewał: I wanna go Home i nigdy nie doszedł

Tam gdzie każdy ultras wie że wszyscy spotykają
się na dworcu. Możliwe że nikogo nie zapytał
możliwe że się bał.

Każdym spojrzeniem leżę na podłodze i nagle
Jak nigdy wcześniej zaczynam wierzyć; tak
Opowiadał mi o tym dziadek można tak sobie leżeć
Przestać na trochę oddychać i nigdy nie chrapać.

Między mostem a kościołem napis: najświętszy panie
ujawnij się; światło zaczęło przeklinać. Na drugim brzegu
Każdym spojrzeniem nabieram gruzu i tonę.


Mateusz Kulesza- urodzony 31.12.1989 roku w Aureus Mons. Poeta, antyklerykał, socjalista.

środa, 10 marca 2010

Kamil Brewiński - Wiersze


Próba wiersza zaangażowanego

choć urodziłem się za żelazną kurtyną
najlepiej pamiętam Urodzonych morderców

sny mam niepokojące zmienne jak kanały
płaskie jak plazma za krótkie żeby skasować

za długie żeby nagrać więc żyję na pauzie
to taka wyspa gdzie między dwoma murami

zanika odcisk palca

NXV 140084

kiedy spała obcy otworzyli jej rozstaj
teraz mówiąc lustro myśli - tonie Wenecja
znów budzi się lżejsza o Wieżę zegarową
zakłada se rodzinę i odcina warkocz  
pomija obdukcję szczy do czarnego worka

(zaczęła także kolekcjonować mosiężne figurki krzyżowców )


AFX 070416


pasikonik był wypas wyczułam bo wiałam
z lasku zwęglonych źrenic do kibla co kwadrans

precyzyjnie przed lustro pomieszać się z wodą
jako burzowa chmura wyrzygać se piorun

opchnąć go za liścia na skupie kabli z miedzi
schować w szparze po sercu wspomnienie z imprezy

czy raczej namiastkę szkielecik nerw i miazgę
żeby Kamil uwierzył że było że żyło

z nadania stroboskopów nawiedziło głośnik
zielone jak żelka w ławicy wodorostów

że ze strachu tańczymy tak jak nam zagrywa
karta zwana nosem od piątku do niedzieli

w poniedziałek na ósmą udawać spadochron
chociaż było się wiatrem ciałem śmiercią wodą


Kamil Brewiński-poeta, slamer, publikował

poniedziałek, 8 marca 2010

początek początku

Zalegalizowaliśmy się i porządkujemy stosy planów. Na początek trzy rzeczy.

Olsztyn. Pod koniec marca zorganizujemy dwie imprezy. Info na dniach.

Blog. Jeszcze nie umarł. Wkrótce nowe treści.

Pismo. Na razie potwierdzamy, że będzie. Macie dobry materiał? Piszcie - olsztynwschodni@o2.pl

piątek, 5 marca 2010

Stowarzyszenie Olsztyn Wschodni

Rejestracja przebiegła bardzo szybko i bezproblemowo. Z dniem dzisiejszym Stowarzyszenie Olsztyn Wschodni zaczyna swoją działalność.

środa, 24 lutego 2010

Nowy Red

Parę dni temu ukazał się kolejny (10. już!) numer kwartalnika literackiego "RED.". Do pisma dołączono debiutancki tomik Dawida Kotei. I jedno, i drugie z tego miejsca poleca się, poleca się jak najbardziej intensywnie. Swój wymarzony egzemplarz można dostać w najlepszych księgarniach w Polsce, w salonach sieci Empik oraz w punktach "Garmond Press" i salonach "RUCHu". Równie dobrze można skorzystać z internetowego sklepu serwisu poezja-polska.pl.

Warto też zaznaczyć, że nowego "RED.a" cechuje nowa niższa cena! Tylko 9.99,-. Czyli za jeden grosz mniej tyle samo dobrej literatury!

Spis treści w internetowym katalogu czasopism. Lada dzień ruszy też internetowy serwis "RED.a", w którym znaleźć będzie można masę ciekawych rzeczy, związanych nie tylko z samym pismem.

przez stronę Piotrka

niedziela, 31 stycznia 2010

OWS a sprawa Portretu

- Propozycji Olsztyna Wschodniego nie rozważaliśmy poważnie - tłumaczy redaktor naczelna. - Przekazanie pisma nie polega na sprzedaży tytułu. Takie kupczenie jest niepoważne. Kontynuacja powinna być choć trochę spójna ideowo z tym, co było przedtem. A nam nie jest po drodze, jeśli chodzi o widzenie literatury. Olsztyn Wschodni nie był zainteresowany wcześniej naszą działalnością. Nie chodziło o to, by przekazać pismo przypadkowym ludziom, a potem się tego wstydzić.

przerażające wyznanie Bernadetty Darskiej na łamach olsztyńskiego dodatku Wyborczej. Wstyd to naprawdę mało fajna rzecz, na szczęście Olsztynowi się udało i nie będzie Portretu.

całość tu