niedziela, 6 czerwca 2010

Taką naszywkę ma na plecach - recenzja Toksymii




„Trzeba zbierać doświadczenia, kolekcjonować je jak motyle”(fragment)


To ja w takim świecie żyję? Zaczęłam uważniej patrzeć na ludzi i ich zachowania. Śledzę ich gesty. Co jeżeli kogoś wkurwię nieświadomie? Albo gorzej! Co, jeżeli kogoś rozkocham w sobie lub ktoś przez mój urok osobisty i mą naiwność wpadnie w sidła niespełnienia, a przez to psychozy? Nie są to obsesyjne lęki i paranoje bez pokrycia. Takie myśli towarzyszą mi po lekturze Toksymii. Towarzyszą mi myśli toksyczne. Nie dotyczą one jednak powieści, a „jedynie” mnie, Ciebie i ich. Widzę toksyczność świata, ludzi, mediów, życia we współczesności, ale i toksyczność przeszłości. Przyszłość? Jej się po prostu boję.
Autorka Toksymii Małgorzata Rejmer to młoda i niesamowicie uzdolniona kobieta, której dojrzały język przywołuje skojarzenia takich znakomitych pisarek, jak np. Manuela Gretkowska (bezpośredniość języka) czy Anna Bolecka (jego jakość). Chociaż gdybym miała tworzyć metryczkę niniejszej powieści, wtedy w rubryce- płeć, napisałabym- męska. Dużo w niej siły, zmagań, walki, szarpaniny. A do tego wszechobecna jest miłość. Sarkazm? Niby nie, chociaż przez wszystkie części powieści przemawia ironia i gorzki cynizm. Wykolejeńcy losu. Taką naszywkę ma na plecach, każdy z bohaterów powieści. Wszyscy toksyczni w takich też związkach, uwikłaniach, zniewoleniach, układach. Młodzi i starzy. Trochę do siebie podobni, a zarazem zupełnie inni. Z różnych światów, a z tego samego miasta. Czytamy historię studentki Anny, która ucieka od prześladowań przez polskiego powstańca- Tadeusza. Śledzimy Adę, której nienawiść do ojca jest jednocześnie silnym uzależnieniem. Modlimy się o siłę dla Jana Niedzieli (jakie nazwisko, taka intencja), bo on siły potrzebuje. Poza wyżej wymienionymi są jeszcze: Lucyna i Longin. Kilku bohaterów. Kilka oddzielnych historii, które jak pasma włosów, łączą się w finale w jeden gruby warkocz.
Książka posiada dodatkową cechę, a są nią komiksowe rysunki autorstwa Macieja Sieńczyka. Osoby czytające „Lampę” niejednokrotnie zetknęły się już z ołówkiem pana Sieńczyka. Każda z narysowanych przez niego postaci to taki typowy Kowalski/-ska.
Tak więc Rejmer pod rękę z Sieńczykiem…tak, jest się czego bać!

Małgorzata Rejmer, Toksymia, Lampa 2009

Anna Kobiałko, rocznik ejti siks, studentka polo na UWM