poniedziałek, 21 czerwca 2010

Karol Ketzer- wiersze

trwałe uszkodzenia ciała

jeżeli chodzi o być albo nie być
to z przymusu
bywam
sopoccy taksówkarze
wydoją cię do ostatniego
grosza

ptaki tuż przed wschodem słońca
zaczynają wariować
może zły duch który w nie wstępuje
tak samo jak ja
chciałby
pocałować chociaż rąbek twojej sukni

z takim samym zapałem
przyjąć zakazany owoc
do samego końca
uśmiechając się

poezja rozpina mi rozporek
i nie mogę nic z tym zrobić ponieważ
na droższe prostytutki mnie nie stać

błogosławieni

którzy widzieli a mimo to
nie uwierzyli

błogosławiony pod poduszką
rewolwer

tera-ele-ktrono-volt


tutejsze syreny nie mają nic
wspólnego z policją
czy myślałeś kiedyś że kostki lodu
w twojej whiskey
to czyjeś łzy ?
pytają czasami

na chwilę widocznie smutnieją
ale szybko przechodzi
pózniej już tylko posłusznie
oddają się miejscowym poetom
którzy z wielkim zapałem zaraz potem
rzucają się z dziesiątych pięter

specyficzny sposób w jaki syreny poprawiają włosy
niepowtarzalne odgłosy portowego poranka
oraz skóra lepka od morskiej soli
można z czystym sumieniem uznać
za główne punkty
tej opowieści

prześlizguję się ostatkiem sił do siebie
wspomnienie o tobie chowam
w cienistym parku kilka ulic dalej

miejscowi poeci muszą nieźle zapierdalać
żeby
nasycić żarłoczność miasta które

uwielbia takie przekąski

kotwica na przedramieniu

nigdy nie myję rąk po sikaniu
w ten sposób przede wszystkim
ujawnia się mój
humanizm

niespodziewanie
zaczynam mówić językami aniołów
latem
najlepiej kochać się wcześnie rano
pewnego razu obudziliśmy się
a za oknem płonął śmietnik

na szczęście nasze sny
nie bały się pożarów

tylko prawdziwy poeta wie
jakie jest pragnienie żeby
nie być poetą
napisał kiedyś ten cały papiczek
zapewne po jednej z nocnych wizyt
przy placu Pigalle

gówno prawda
poeta nic nie wie
poeta pamięta
żeby dzień święty
święcić

i żeby tym razem się
nie schlać

Karol Ketzer-Zamieszkały obecnie w Gdańsku , urodzony w Toruniu (1986) chociaż dorastać przyszło mu w mieście Rypin, które z pewnością nie należy do zbioru polskich metropoli. Student politechniki gdańskiej, bliźnięta. Pisze od jakiegoś czasu, kiedyś głównie teksty piosenek dla zespołu Red Rain, w którym przez 3 lata miał okazję grać na gitarze elektrycznej marki Ibanez kolor czarny

niedziela, 6 czerwca 2010

Taką naszywkę ma na plecach - recenzja Toksymii




„Trzeba zbierać doświadczenia, kolekcjonować je jak motyle”(fragment)


To ja w takim świecie żyję? Zaczęłam uważniej patrzeć na ludzi i ich zachowania. Śledzę ich gesty. Co jeżeli kogoś wkurwię nieświadomie? Albo gorzej! Co, jeżeli kogoś rozkocham w sobie lub ktoś przez mój urok osobisty i mą naiwność wpadnie w sidła niespełnienia, a przez to psychozy? Nie są to obsesyjne lęki i paranoje bez pokrycia. Takie myśli towarzyszą mi po lekturze Toksymii. Towarzyszą mi myśli toksyczne. Nie dotyczą one jednak powieści, a „jedynie” mnie, Ciebie i ich. Widzę toksyczność świata, ludzi, mediów, życia we współczesności, ale i toksyczność przeszłości. Przyszłość? Jej się po prostu boję.
Autorka Toksymii Małgorzata Rejmer to młoda i niesamowicie uzdolniona kobieta, której dojrzały język przywołuje skojarzenia takich znakomitych pisarek, jak np. Manuela Gretkowska (bezpośredniość języka) czy Anna Bolecka (jego jakość). Chociaż gdybym miała tworzyć metryczkę niniejszej powieści, wtedy w rubryce- płeć, napisałabym- męska. Dużo w niej siły, zmagań, walki, szarpaniny. A do tego wszechobecna jest miłość. Sarkazm? Niby nie, chociaż przez wszystkie części powieści przemawia ironia i gorzki cynizm. Wykolejeńcy losu. Taką naszywkę ma na plecach, każdy z bohaterów powieści. Wszyscy toksyczni w takich też związkach, uwikłaniach, zniewoleniach, układach. Młodzi i starzy. Trochę do siebie podobni, a zarazem zupełnie inni. Z różnych światów, a z tego samego miasta. Czytamy historię studentki Anny, która ucieka od prześladowań przez polskiego powstańca- Tadeusza. Śledzimy Adę, której nienawiść do ojca jest jednocześnie silnym uzależnieniem. Modlimy się o siłę dla Jana Niedzieli (jakie nazwisko, taka intencja), bo on siły potrzebuje. Poza wyżej wymienionymi są jeszcze: Lucyna i Longin. Kilku bohaterów. Kilka oddzielnych historii, które jak pasma włosów, łączą się w finale w jeden gruby warkocz.
Książka posiada dodatkową cechę, a są nią komiksowe rysunki autorstwa Macieja Sieńczyka. Osoby czytające „Lampę” niejednokrotnie zetknęły się już z ołówkiem pana Sieńczyka. Każda z narysowanych przez niego postaci to taki typowy Kowalski/-ska.
Tak więc Rejmer pod rękę z Sieńczykiem…tak, jest się czego bać!

Małgorzata Rejmer, Toksymia, Lampa 2009

Anna Kobiałko, rocznik ejti siks, studentka polo na UWM