środa, 20 sierpnia 2008

ows party

Krótko. Zgodnie z nazwą i zapowiedziami, rozpierdol był. Filmy odmawiały współpracy, muzyka się gubiła, a mikrofon spadał. Za to na niewielkiej przestrzeni mołotovego piętra kręciło się ponad pięćdziesiąt osób (mogło być tego więcej, ale mam słaby wzrok i kiepsko liczę).
Pierwsza połowa to właściwie Krawiel i jego spoken word – walka z muzyką na decybele. Potem się trochę uciszyliśmy i poczytaliśmy na spokojnie. Ows i nie tylko, mikrofon krążył w towarzystwie jak ostatni papieros.
Udało nam się – znieśliśmy podział imprez literackich na części: oficjalną i nieoficjalną. Literatura i dobra zabawa nie rywalizowały ze sobą, wszystkiego było po trochu. Brak nam ogłady i zorganizowania, ale jesteśmy jeszcze tacy młodzi.
W weekend Warszawa.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ale ładnie napisałeś

piotr binkowski pisze...

tu chodzi o manipulację